1/35 M4A3E8 Sherman Tamiya "Easy Eight"
: śr 13 kwie 2016, 11:15
Nowym modelem Tamiya powiela sobie temat. Dawno temu firma miała już w ofercie tą wersję zapalniczki, jednak jest to model stary jak węgiel, który należy przykryć azbestowym kocem milczenia. Potem był krótki mariaż z Asuka/Tasca i śliczny model Easy8 wypuszczony z figurkami bandy braci, czy innych tam zuchwałych Clintów Eastwoodów. Po czym, jakby komuś było mało, Tamiya zaanonsowała i wypuściła (wydała?) swoją wizję "Furii".
Dostałem ten model. Obejrzałem dokładnie, zachwyciłem się. Jako że nie widziałem zbyt wielu recenzji czy inboxów, pozwalam sobie popełnić niniejszą.
Ab ovo. Model zapakowany w standartowe lakierowane pudełko. Dla odmiany malunek je zdobiący nie przedstawia czołgu na białym tle, tylko czołg na naturalnym dla siebie tle. Rzadkość w przypadku Tamiyowskich modeli w tej skali.
Pudełko wypełnione jest dość ściśle. Ramek jest sporo, co więcej są upstrzone wieloma drobnymi częściami. Nie ma ich tak wiele jak w przypadku Shermanów Dragona czy wspomnianej Taski, ale i tak jest w sam raz. Części jest sporo. Jak zwykle mają bardzo ładne detale, ostre krawędzie. Brak jest jakichkolwiek nadlewek, zaklęśnięć i tym podobnych baboli. Nudna tamijowska finezja. Szerzej o tym dalej.
Instrukcja typowa, czytelna, prosta, co chcieć więcej. Co ciekawe producent dołączył do niej folderek z rysem historycznym w językach ludzkich i japońskim.
Góra kadłuba.
Całe szczęście nie ma nic wspólnego z wcześniejszym Shermanem A3. Nie ma już rowów mariańskich imitujących spawy między płytami pancerza, same spawy są delikatne, wypukłe i co najważniejsze odwzorowane także na bocznych powierzchniach skorupy.
Przednia część stropu kadłuba ma bardzo ładną fakturę odlewu, z delikatnie odwzorowanymi znakami odlewni (nie wiem jak na polski tłumaczy się "foundry mark").
Wieża posiada delikatną fakturę na wszystkich powierzchniach. Szew po łączeniach formy jest prawie niewidoczny i łatwy do usunięcia. Tak jak na kadłubie znajdziemy tu delikatne spawy, napisy etc.
Reszta elementów znajduje się już na ramkach.
Wanna kadłuba znana z wcześniejszego M51 Isherman.
Ładna całkiem, dziwi umiejscowienie części, konkretnie umiejscowienie śladów po wypychaczach na widocznych powierzchniach. Jest to łatwe do usunięcia, natomiast automatycznie nasuwa się pytanie "dlaczego?".
Detale kadłuba, pokrywa silnika, błotniki.
Tutaj zwraca uwagę kilkuczęściowy deflektor spalin, bardzo ładna osłona transmisji (pozbawiona wszelkich napisów, znów ciekawe) i kilkuczęściowy czołgoludek. Na pierwszy i drugi rzut oka nawet podobny do człowieka. Nie ma buzi Putina.
Koleją ciekawostką przyrodniczą jest pewien detal pokrywy silnika. Na kołnierzu osłaniającym korek wlewu paliwa widać przerwany spaw w miejscu w którym powinniśmy wyborować otwór odpływowy (oczywiście po to by natrzaskać punktów prestiżu za wkład własny, których w tym modelu za wiele nie zdobędziemy). Jest to ciekawostka głownie dlatego, że analogiczne kołnierze na kadłubie nie mają tej sympatycznej cechy (i dobrze, więcej potu i krwi dla nas!).
Zdublowana ramka z zawieszeniem HVSS, ta sama co w Ishermanie. Prostota montażu przy braku spadku jakości. Nie ma porównania dla wypustu Dragona, składającego się z miliona cześci, którego montaż może śnić się po nocach.
Detale wieży i inne dynksy, gizma i tegesy.
Znowu śliczna faktura odlewanych części (to już nudne). A także lufa odlana jako jeden patyczek, z doklejanym kilkuczęściowym hamulcem wylotowym. Minus za klamry na pokrywach włazów odlane jako sterczące plastikowe wypustki (takie same a nawet grubsze bloby są na pokrywie silnika). Kolejne punkty do zdobycia.
No i części które mnie oczarowały - elementy mocowania Browninga. Te same elementy w Tasce wydają się bardziej toporne. Ukłon w stronę projektanta.
Wyliczankę zamyka w miarę ładny Browning, znany ze starszych modeli.
I gumiane gąsienice, które są powiedzmy że dość ładne, chociaż niemiłosiernie pomiętolone. Tu warto się zastanowić nad jakimś zamiennikiem.
W pudełku jest jeszcze przejrzysta ramka zawierająca szkła reflektorów (wreszcie!!), peryskopy kopułki dowódcy i dwie pary stylowych gogli do zamocowania na jednym łbie czołgoluda. Nie robiłem zdjęcia.
Tyle części.
Zestaw oferuje nam jeszcze arkusik typowych grubych kalkomanii o bardzo ładnym i ostrym rysunku.
Wybór malowań mamy duży. Zielony czołg z białymi gwiazdami, albo zielony czołg z czarnymi gwiazdami. Miłośnicy bumper kodów (pozdrawiam ) i nazw własnych będą rozczarowani. Chociaż może nie. Wiadomo że malowanie z pudełka zawsze jest be! Zresztą większość nabywców i tak zrobi z tego "Thunderbolta", "Cocomo", "Flat Foot Floogie" (po przeróbce wieży na wcześniejszą wersję) albo "Furię", czyż nie?
Reasumując, model ciekawy, możliwy do złożenia w parę wieczorów, nie wymagający specjalnej ingerencji w wizję projektantów. Minusy nie przesłaniają plusów i odwrotnie. Dla tych co lubią drugowojenne zoo absolutny "must have" stanowiący mocną konkurencję dla Asuki.
Ot i tyle.
Dostałem ten model. Obejrzałem dokładnie, zachwyciłem się. Jako że nie widziałem zbyt wielu recenzji czy inboxów, pozwalam sobie popełnić niniejszą.
Ab ovo. Model zapakowany w standartowe lakierowane pudełko. Dla odmiany malunek je zdobiący nie przedstawia czołgu na białym tle, tylko czołg na naturalnym dla siebie tle. Rzadkość w przypadku Tamiyowskich modeli w tej skali.
Pudełko wypełnione jest dość ściśle. Ramek jest sporo, co więcej są upstrzone wieloma drobnymi częściami. Nie ma ich tak wiele jak w przypadku Shermanów Dragona czy wspomnianej Taski, ale i tak jest w sam raz. Części jest sporo. Jak zwykle mają bardzo ładne detale, ostre krawędzie. Brak jest jakichkolwiek nadlewek, zaklęśnięć i tym podobnych baboli. Nudna tamijowska finezja. Szerzej o tym dalej.
Instrukcja typowa, czytelna, prosta, co chcieć więcej. Co ciekawe producent dołączył do niej folderek z rysem historycznym w językach ludzkich i japońskim.
Góra kadłuba.
Całe szczęście nie ma nic wspólnego z wcześniejszym Shermanem A3. Nie ma już rowów mariańskich imitujących spawy między płytami pancerza, same spawy są delikatne, wypukłe i co najważniejsze odwzorowane także na bocznych powierzchniach skorupy.
Przednia część stropu kadłuba ma bardzo ładną fakturę odlewu, z delikatnie odwzorowanymi znakami odlewni (nie wiem jak na polski tłumaczy się "foundry mark").
Wieża posiada delikatną fakturę na wszystkich powierzchniach. Szew po łączeniach formy jest prawie niewidoczny i łatwy do usunięcia. Tak jak na kadłubie znajdziemy tu delikatne spawy, napisy etc.
Reszta elementów znajduje się już na ramkach.
Wanna kadłuba znana z wcześniejszego M51 Isherman.
Ładna całkiem, dziwi umiejscowienie części, konkretnie umiejscowienie śladów po wypychaczach na widocznych powierzchniach. Jest to łatwe do usunięcia, natomiast automatycznie nasuwa się pytanie "dlaczego?".
Detale kadłuba, pokrywa silnika, błotniki.
Tutaj zwraca uwagę kilkuczęściowy deflektor spalin, bardzo ładna osłona transmisji (pozbawiona wszelkich napisów, znów ciekawe) i kilkuczęściowy czołgoludek. Na pierwszy i drugi rzut oka nawet podobny do człowieka. Nie ma buzi Putina.
Koleją ciekawostką przyrodniczą jest pewien detal pokrywy silnika. Na kołnierzu osłaniającym korek wlewu paliwa widać przerwany spaw w miejscu w którym powinniśmy wyborować otwór odpływowy (oczywiście po to by natrzaskać punktów prestiżu za wkład własny, których w tym modelu za wiele nie zdobędziemy). Jest to ciekawostka głownie dlatego, że analogiczne kołnierze na kadłubie nie mają tej sympatycznej cechy (i dobrze, więcej potu i krwi dla nas!).
Zdublowana ramka z zawieszeniem HVSS, ta sama co w Ishermanie. Prostota montażu przy braku spadku jakości. Nie ma porównania dla wypustu Dragona, składającego się z miliona cześci, którego montaż może śnić się po nocach.
Detale wieży i inne dynksy, gizma i tegesy.
Znowu śliczna faktura odlewanych części (to już nudne). A także lufa odlana jako jeden patyczek, z doklejanym kilkuczęściowym hamulcem wylotowym. Minus za klamry na pokrywach włazów odlane jako sterczące plastikowe wypustki (takie same a nawet grubsze bloby są na pokrywie silnika). Kolejne punkty do zdobycia.
No i części które mnie oczarowały - elementy mocowania Browninga. Te same elementy w Tasce wydają się bardziej toporne. Ukłon w stronę projektanta.
Wyliczankę zamyka w miarę ładny Browning, znany ze starszych modeli.
I gumiane gąsienice, które są powiedzmy że dość ładne, chociaż niemiłosiernie pomiętolone. Tu warto się zastanowić nad jakimś zamiennikiem.
W pudełku jest jeszcze przejrzysta ramka zawierająca szkła reflektorów (wreszcie!!), peryskopy kopułki dowódcy i dwie pary stylowych gogli do zamocowania na jednym łbie czołgoluda. Nie robiłem zdjęcia.
Tyle części.
Zestaw oferuje nam jeszcze arkusik typowych grubych kalkomanii o bardzo ładnym i ostrym rysunku.
Wybór malowań mamy duży. Zielony czołg z białymi gwiazdami, albo zielony czołg z czarnymi gwiazdami. Miłośnicy bumper kodów (pozdrawiam ) i nazw własnych będą rozczarowani. Chociaż może nie. Wiadomo że malowanie z pudełka zawsze jest be! Zresztą większość nabywców i tak zrobi z tego "Thunderbolta", "Cocomo", "Flat Foot Floogie" (po przeróbce wieży na wcześniejszą wersję) albo "Furię", czyż nie?
Reasumując, model ciekawy, możliwy do złożenia w parę wieczorów, nie wymagający specjalnej ingerencji w wizję projektantów. Minusy nie przesłaniają plusów i odwrotnie. Dla tych co lubią drugowojenne zoo absolutny "must have" stanowiący mocną konkurencję dla Asuki.
Ot i tyle.