Dzisiaj wam pojadę trochę jak z listą Schindlera. W sumie to czarno białe, ale trochę koloru jest. Masakra jakaś z tymi śrubami i nitami. Tyle tego było do rozjaśnienia, że mi zajęło łącznie aż 3 wieczory i 2 wizyty w sklepie modelarskim po pędzle. I wziąłem się właśnie za kolorki. I tutaj drobna rada do kogoś, kto chciałby się zdecydować na ta metodykę - zanim zaczniesz cokolwiek malować na modelu, sprawdź sobie na innym, uprzednio przygotowanym kawałku, czy aby kolor jest właściwy. Bo w tej metodzie nakłada się jednak bardzo cienką warstwę i kolory muszą być odważniejsze, bardziej intensywne. Inaczej wszystko znika i się zlewa. A gdy źle się wstrzelisz, to poprawek już nie ma. O czym się przekonałem na własnej skórze, a właściwie kołach. Za dużo warstw i efekty wcześniejszego malowania pozanikały. Także raczej do przemalowania.
Udało mi się dzisiaj, zanim nie uszkodziłem sobie aircapa od aero, zmalować jeden kolorek na wieży. Uważam, że to jest efekt i taki jaki chciałem osiągnąć. Jest dobrze dla mnie. No i pierwszy raz bawiłem się z maskolem i powiem, że jest moc. Genialne to to jest!!! Dobra, koniec pitolenia. Trzeba zamawiać nową część do aero, pozałatwiać służbowe wyjazdy i dalej do dzieła.
